Maszyna mi się rozszyła i szyje jak zwariowana, za nic sobie ma moją anginę, moją potrzebę snu. Przyszyła mnie do biurka i każe naciskać pedał, podkładać tkaniny pod stopkę, zmieniać nici i igły, a ja jak niewolnica z opadającymi powiekami wykonuję jej polecenia. Tak to mniej więcej wygląda... Wczoraj wspólnymi siłami (lub bez sił) uszyłyśmy torebusię dla sześcioletniej królewny :-) Inspirowałam się ukochanym Boutavant'em ale wyszyło trochę jak hello kitty (kolory? kokardka? japońska grzywa?).
wspaniale rzeczy Aniu! widac, ze nie marnujesz czasu, a wena szaleje. (teraz ja sledze i czytam potajemnie:)) k x
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :-)
UsuńJako, że z Władkiem pracowałam, a z Dorotą (Twoją siostrą) chodziłam do klasy, zapisuję bloga do swojej listy, bo ciekawy i twórczy bardzo:)
OdpowiedzUsuńO jak miło. Zapraszam :)
Usuńhaha,pięknie napisane i piękna t-busia!
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńA skoro szyjesz to tutaj można czasami "wyłowić" coś ciekawego i niedrogiego (mam na myśli tkaniny).
OdpowiedzUsuńhttp://pchli.blogspot.com/
http://pchelkiiperelki.blogspot.com/
http://teczowystragan.blogspot.com
http://mb-vintage.blogspot.com
http://buszowisko.blogspot.com/
http://pchli2.blogspot.
Minus taki, że nie ma możliwości "podotykania" więc trzeba wierzyć na słowo, że np. bawełna to faktycznie bawełna:)
I bynajmniej nie mam z tego żadnych profitów:)
Wielkie dzięki. Taka wiedza z pewnością będzie przydatna. Tkanin nigdy dosyć!
UsuńŚwietne, zawsze podziwiam tych,którzy czarują z igłą :)
OdpowiedzUsuń