wtorek, 31 stycznia 2012

Jagodzianka

Zima, zima, zima... Brrrrr! Zdecydowanie nie jestem fanką tej pory roku i wnioskuję aby na wzór niedźwiedzi ludzie zapadali w tym czasie w sen zimowy. Wyobrażacie sobie: zapasy zrobione, w domu posprzątane, pierzyny się piętrzą, flanelowe pachnące piżamy i ciepłe skarpety przygotowane, spada pierwszy płatek śniegu, pierwsze ziewnięcie, sen i budzimy się wraz z pierwszym śpiewem słowika i zapachem pierwiosnków.... Szkoda czasu? Jakkolwiek- człowiek nie niedźwiedź. 
Zima i długie wieczory sprzyjają szyciu. Wczoraj wydostałam się spod skrzydeł sów, które cały czas się mnożą i uszyłam nowa torebkę. Założenie było takie, że torebka miała być spacerowa (chusteczki, telefon i portfel), w kolorze fioletowym i z paskiem, który można założyć na krzyż. Wyszło coś takiego...

jagodzianka :-)

na dowód, że sowy się mnożą-  Fela :-)

piątek, 20 stycznia 2012

jodełka

Dziasiaj krótko. Wrzucam nowe zdjęcie całakiem nowej torby. Usztywniona wełna w jodełkę połączona z usztywnioną czarną wełną, wszystko pikowane. Zapięcie na zatrzask, a wśrodku kieszeń na zamek. Podszewka bawełniana. 
Zamieszczam również zdjęcie mojej pierwszej torebki (takie bardziej pro) ;-)

jodełka


poniedziałek, 16 stycznia 2012

czerwony kapturek, sentymenty i francuska ilustracja książkowa

Miałam sen. Sen piękny, sprowokowany ilustracjami, do których sięgnęłam po latach i które zaczarowały mnie na nowo. Czy coś Wam mówi nazwisko Boutavant? Jeśli nie to koniecznie sprawdźcie jak piękne ilustracje wykonuje. Na Marca Boutavant'a natknęłam się kilka lat temu w Bristolu, kupiłam wówczas magazyn poświęcony ilustracji, a w środku zaprezentowane były jego prace- przepadłam... Przypomniałam sobie o nim przy okazji świąt, kiedy to chciałam kupić książkę "Muk w podróży dookoła świata" z jego ilustracjami. Książka niestety jest już niesiągalna (jeżeli ktoś jest w jej posiadaniu to ja chętnie odkupię). Wróćmy do snu. Otóż przyśnił mi się czerwony kapturek w stylu Boutavant'a- ot taki kreskówkowy sen. Postatnowiłam uszyć takiego czerwonego kapturka, niestety krój, który sobie przygotowałam okazał się być porażką- za chude nogi i ręce, za duża głowa- popatrzcie sami. Wpadałam na pomysł aby narysować twarz, nigdzie nie widziałam takich zabawek, a taka stylistyka jest w moim stylu więc postanowiłam brnąć w to dalej. Zdaniem mojego Szanownego, twarz kapturka jest smutna i przerażająca (nie zgadzam się), dlatego postanowiłam spróbować ponownie. Tym razem uszyłam Pana Bodzia, dlatego Bodzio, poneważ uszyłam go z Jaśkowego body (mój pierwszy zakup dla niego). Bodzio jest mięciutki i facjatę również ma przyjemną. Podoba się?
Dziękuję Panie Boutavant za inspiracje :-)


czerwona porażka




Pan Bodzio


no lubię go....

inspiracja: Marc Boutavant

inspiracja: Marc Boutavant

czwartek, 12 stycznia 2012

sowa i sowa

Śpi! Jasiu nareszcie dał się przekonać, że jednak jest zmęczony i powinien zasnąć. Piąty raz podchodzę do napisania tego posta i może tym razem się uda. Nie obijam się. Gdzieś pomiędzy codziennymi obowiązkami staram się znaleźć czas na szycie. Uszyłam kolejne dwie sowy. Jedna z nich powędruje (o ile spodoba się darczyńcy) jako prezent dla rocznej Gabrysi. Sowy są mięciutkie i spokojnie mogą służyć jako poduszka, a różnorodność tkanin sprawia, że są atrakcyjne (w dotyku jak i wizulnie) dla maluchów. Jaś swoją uwialbia (uszy zaślinia regularnie). Plusem jest to, że bardzo łatwo je uszyć. Wykrój znalazłam tutaj. Zmodyfikowałam go po swojemu przyszywając skórzane oczy i całkowicie zmieniłam sowie "plecy". 

Powrót do pracy nie był tak straszny jak myślałam. Prowadzę warsztaty plastyczne dla dzieciaków i po urlopie powierzono mi utworzenie dwóch nowych kierunków: biżuteria i sztuka użytkowa oraz ilustracja książkowa (jupi). Fajnie. Cieszę się. Szukam inspiracji w internecie, a w szczególności na blogach. To niesamowite jak piękne rzeczy można zrobić ręcznie- najpiękniejsze. Na zajęcia z biżu werbuję nastolatki i postaram się zarazić je ideą D.I.Y. ech.... być jak Martha Stewart :-) 

W następnym poście będzie słów kilka o czerwonym kapturku, a teraz sowie zdjęcia








jak widać pomarańczowa wyszła trochę grubaśnie 

środa, 4 stycznia 2012

zdjęcia zdjęcia


Kilka ilustracji do poprzedniego posta. Mąż aparatu nie odzyskał, więc zdjęcia zrobiłam komórą. Torebka no.1: len(?), uszy z wełny i alcantary, boki i górna część również z alcantary, podszewka z różowej bawełny; Torebka no.2: usztywniona "surówka" połączona z pomarańczową alcantarą, podszewka z bawełny. Sowa to kombinacja alcantary, wełny, lnu, weluru, skóry. Uwaga: Sowa posiada bajer w postaci szeleszczących skrzydeł :-)














niedziela, 1 stycznia 2012

idzie nowe

Stało się! Stary kalendarz został zastąpiony nowym, grubaśnym ze znakiem zapytania na każdej stronie. Zdecydowanie nastał czas sprzyjający zadumie, podsumowaniom i postanowieniom. Postanowieniom podziękujemy gdyż nauczyłam się, że w moim przypadku głośno wypowiedziane życzenia to gwarancja niepowodzenia :-) Chcąc podsumować mijający rok muszę przyznać, że był to najbardziej intensywny i chyba najpiękniejszy rok w moim trzydziestoletnim życiu. Cofam się w pamięci o rok i widzę siebie z wyraźnie okrąglącym się brzuszkiem stojącą na środku poddasza, które wówczas było w stanie gorszym niż surowym. A teraz? Teraz mam siedmiomiesięcznego Jaszka i to nie koniec dobrego. Przez ten rok udało nam się ocieplić dach, wstawić nowe okna, zainstalować gaz, prąd, wodę, wybudować podłogę, postawić ściany, ocieplić dom od zewnątrz, zamontować nowe schody. Mam za co dziękować. Spełniły się wszystkie moje marzenia, których nie wypowiadałam głośno. 


Więc teraz cicho sza


Wczoraj wraz z rokiem skończył się mój urlop macierzyński i jutro wracam do pracy! Tylko bez paniki, tylko bez paniki! Aaaaaaa.... Układam w głowie scenariusze, w których potrafię wykazać się dojrzałą asertywnością (akurat). Będzie dobrze! 


Hola hola! Stop! Hasło Szyjnia, a o szyciu nic? Zawsze marzyłam o maszynie do szycia, o pięknych tkaninach, niciach  szpilkach z kolorowymi główkami. Babcia miała to wszystko ale nie wolno było dotykać ("bo zepsujesz"). Szyłam (ręcznie) od piątego roku życia. Zabawa lalkami polegała na szyciu dla nich ubrań (ze ścinków, podszewek i skarpetek). Później była przerwa na licealny bunt i dopiero w czasie studiów zakradłam się do babcinej maszyny (nie zepsułam). Kolejne dwa lata przerwy to tułaczka po Oksfordzie, Bristolu i Edynburgu. Później układanie sobie życia po powrocie, praca, ślub, praca. Dokładnie przed miesiącem mąż spełnił moje dziecięce marzenie (ach TEN mąż) i podarował mi MOJĄ pierwszą maszynę do szycia. Tak tak, dokładnie miesiąc temu. Uczę się , cały czas się uczę. Chcę aby rzeczy które szyję były staranne i wyjątkowe. Narazie uszyłam kilka poszewek na poduszki (wiem: banał), dwie torebki, z których jestem dumna i sowę dla Jaśka :-) Wrzucę zdjęcia jak mąż odzyska aparat.  


Jaszko się obudził, a na niebie znów zakwitają petardy. Szczęśliwego Nowego!