czwartek, 1 września 2016

Summertime sadness

Jeśli istnieje coś takiego jak zespół napięcia powakacyjnego, to ja jestem teraz jego definicją. Za dwie godziny przekroczę drzwi mojej pracy, za dwie godziny bezpowrotnie skończą się te beztroskie wakacje. To były naprawdę wyjątkowe dwa miesiące; słodkie od smaku truskawek, śliwek, pomidorów i malin, pachnące trawą, słońcem, morzem i lasem, śpiewające głosami dzieci, koncertami i turkotem maszyny do szycia, ubogacone tysiącami przejechanych kilometrów, milionami wykonanych kroków, przegadanych godzin i cudownych spotkań. To były cholernie dobre dwa miesiące; spontaniczne, bez wielkich oczekiwań, wyciśnięte jak cytryna z czasem na gonitwę i na lenistwo. Teraz się pytam: jak żyć??? 

Odpowiedź nasuwa się sama: SZYĆ! 

Więc szyję, na przykład takie dwie torby Everyday. 





Trzymajcie za mnie kciuki.
Ania

wtorek, 23 sierpnia 2016

do lasów, do gór...

Koniec urlopu, to czas kiedy zaczynam myśleć o ucieczce. Długa przerwa od pracy sprawia, że ciężko wyobrazić sobie nową codzienność, biegane poranki, wyprawianie Jasia do przedszkola, szybka kaszka dla Jeremiego, kolejka do łazienki i okropny dźwięk budzików. Myślę sobie, że uciekłabym do drewnianego domku gdzieś w górach, gdzie dzieci mogłyby sobie biegać swobodnie po łąkach, gdzie czas byłby pojęciem abstrakcyjnym, gdzie miałabym swoją maszynę do szycia i szyłabym na niej rozrywając głuchą ciszę. Ktoś pomyśli, że daję się ponieść niezdrowemu romantyzmowi, a ja wiem że tak można, że nie jest to poza naszym zasięgiem. Odważne decyzje mogą być szalone, a im bardziej ludzie wokół będą stukali się po czołach, z tym większym przekonaniem powinniśmy je realizować. 
Być może powinnam mieć w sobie więcej odwagi i częściej podejmować ryzyko, póki co cieszę się, że nie zmarnowałam swojego urlopu, że udało mi się wrócić do szycia, że nie brakuje mi pomysłów i mam dwie sprawne ręce. Kiedy jednak będę chciała uciec na jeden dzień do lasów, do gór, to mam już przygotowany plecak. Kiedy będę chciała uciec na dłużej, to.... uszyję sobie większy :-)



Plecak uszyłam z nieprzemakalnej tkaniny Cordura, którą połączyłam od dołu z eko skórą, wszystkie uchwyty i mocowania są skórzane. Plecak wyposażyłam we dwie dodatkowe kieszenie zamykane na zamek, jedna w środku, a druga po wewnętrznej stronie plecaka (na plecach). Ta druga z przeznaczeniem na portfel i telefon.




Być może plecak nie wygląda na duży ale pomieści naprawdę wiele, ciepły sweter, kanapki, butelka wody mineralnej i dodatkowa para skarpet, wejdą bez problemu i jeszcze zostanie sporo miejsca.


Plecak świetnie sprawdzi się jako plecak na uczelnie, do pracy i na rower. Ja wybieram opcję las :-)


Ania

Ps. Kochani, żądni przygód tańców i swawoli czytelnicy! Jeśli nie macie pomysłów na to, jak pożegnać się z latem, to po raz czwarty zapraszam do Barcic na festiwal muzyki bałkańskiej Pannonica, każdy kto tu był ten wraca. Niesamowita atmosfera, niezwykła muzyka, bardzo selektywni uczestnicy. Festiwal w szczerym polu nad Popradem. Nie ma się nad czym zastanawiać, przyjedźcie! 
Więcej informacji na stronie PANNONICA 

środa, 3 sierpnia 2016

From flowers with love

Drogi czytelniku, czy przyglądałeś się kiedyś kwiatom? Jakkolwiek dziwacznie brzmi to pytanie zadaję je zupełnie poważnie i chociaż jestem pewna, że sto procent z Was odpowie na nie twierdząco, to zadam je jeszcze raz. Czy przyglądałeś się kiedyś kwiatom? Ich żyłkom, kanalikom, meszkowatej powierzchni, sokom które wydzielają, pyłkowi który wabi pszczoły? Czy zadumałeś się kiedyś nad ich genialną konstrukcją, która w zestawieniu z ich kruchym życiem jest niemalże absurdem? Tak delikatne, tak niewinne, zależne od humorów pogody, ogrodnika albo niesfornego chłopca depczącego je beznamiętnie. Wszystkie równe sobie, chociaż niektóre niesłusznie stawiane w wyższej hierarchii, ale czym różni się puchata róża z płatkami ułożonymi na kształt labiryntu od polnego chabra, którego zygzakowate płateczki zdają się wyfruwać z misternego zielonego kielicha? Albo piegowate orchidee i abstarkcyjne irysy? Kto śmie nazywać jedne lepszymi od drugich? 
A czy próbowałeś narysować kiedyś kwiat? Nie chodzi mi o kreskę zakończoną kółeczkiem gęsto otoczonym trójkątami. Ja próbowałam i chylę czoła przed każdym, komu to się udaje, bo oddać charakter liścia poziomki, jego proporcje względem drobnych kwiatuszków, multizieloność tego liścia i włochatą matową łodygę jest naprawdę trudno. Ponad sto lat temu, w wiktoriańskiej Anglii byli tacy którzy potrafili, mowa tutaj o grupie artystów z Arts and Crafts Movement. Malowane przez nich florystyczne motywy w sposób przepiękny oddawały istotę roślin czyniąc je w ten sposób nieśmiertelnymi. Wyżej wspomniana grupa z Williamem Morrisem na czele, chciała przybliżyć sztukę szerszej grupie odbiorców, pochylono się wówczas szczególnie nad przedmiotami codziennego użytku oraz elementami dekoracji wnętrz. Wspomniany William Morris oraz John Henry Dearle i wielu innych projektowali niezwykłe wzory tkanin i tapet, spora część tych wzorów powielana jest do tej pory i cieszy się niegasnącą popularnością. Nawet skromna Szyjnia od ponad czterech lat wykorzystuje wzory J. H. Dearle do swoich metek. Zakres działalności grupy Arts and Crafts był/ jest tak ogromny, że nie sposób tutaj o tym pisać, zachęcam Was do poczytania na ten temat, a poniżej mikropróbka ich możliwości. 

obrazy via: klik i klik

Zainspirowana tym pięknym wiktoriańskim nurtem, postanowiłam wykorzystać go do uszycia kolejnego Holmes'a. Warunkiem miał być lawendowy kolor i początkowo nie bardzo miałam pomysł z czym go połączyć; z szarym? nie, to już było. Z beżem? nie, nuda. Z bielą? nie, zestaw jak z baru mlecznego. Oprócz lawendy, miało też być coś szalonego, nie do końca oczywistego, więc postawiłam na mięsistą gobelinową tkaninę z florystycznym motywem. Wyszło gęsto, bardzo boho, bardzo zaskakująco nawet dla mnie samej, a to chyba dobry znak. 






Zanim powstał ten tekst, wysłałam poglądowe zdjęcie przyszłej właścicielce tej torebki, jej reakcja wywróciła do góry nogami całą moją koncepcję i właściwie już sama nie wiem co tkwiło w mojej podświadomości kiedy komponowałam tę torebkę. Otóż inteligentną ripostą na wysłane zdjęcie było skojarzenie z obrazami Celnika Rousseau, ot co! Chciałabym tańczyć w balecie, a skaczę pogo. Chciałabym tworzyć jak prerafaelici, a czytana jestem jako przedstawiciel sztuki naiwnej. Przynajmniej ten najlepszy z naiwnych i niechaj każdy to wie: kocham Celnika Rousseau! :-) 

via: klik
From flowers with love...
Ania

poniedziałek, 18 lipca 2016

Powrót na grzbiecie kolibra

Który to już raz wracam do tego bloga? Ostatnio przeprosiłam się z szyciem i powstają nowe rzeczy, które mogłabym tutaj pokazać, mogłabym ale przestałam myśleć "blogowo" (kto bloguje ten wie). 
Na dobry nowy początek będzie stary dobry Holmes. Ileż to już razy ten model gościł na tym blogu? Tym razem prezentuje się w wersji letniej, lekkiej, świeżej, trochę boho i świetnie będzie wyglądał zarówno z dżinsami jak i z lekką sukienką. Im dłużej na niego patrzę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu że potrzebuję takiej torebki, że nie mogę chwilowo patrzeć na wiszące na wieszaku szaraki i brązy. Chcę lata!



Ten śliczny materiał z kolibrem na froncie, to turecka tkanina o niezwykłych właściwościach, odporna na drobne zabrudzenia, łatwa w utrzymaniu czystości i zobaczcie jaka reakcja zachodzi przy kontakcie z wodą... 



Do czasu, aż poczułam że jestem gotowa wrócić do szycia, nie zdawałam sobie sprawy że aż tak bardzo mi tego brakowało, jaką satysfakcję mi to daje. Bardzo mi miło, że nie zapomnieliście o mnie, że cały czas pytacie o nowe torby , że widuję Was z nimi. To wszystko bardzo mnie cieszy. Kolejnym dowodem, że "nie wszystek umarłam" jest artykuł, który ukazał się w nowosądeckim dodatku do Gazety Krakowskiej (KILK KLIK). Autorka, Pani Sylwia Klimczak, tak ładnie napisała ten tekst, że natychmiast za maszyną zatęskniłam :-)

Jeszcze tu wrócę. Wkrótce ;-) 


Pozdrawiam
Ania

Ps. Jesli chcecie podglądać Szyjnię, to przypominam że na Instagramie mam swoje konto (szyjnia), które systematycznie aktualizuję :-)

czwartek, 17 marca 2016

Takie jaja

Dzień dobry! Podobno niedźwiedzie w Tatrach już obudziły się z zimowego snu, zapragnęłam pójść w ich ślady i po miesiącach (!!!) milczenia, postanowiłam zamieścić nowy wpis na blogu. Długo mnie tutaj nie było, przez ten czas działo się wiele i nic się nie działo. Okres jesienno zimowy obfitował w wizyty nieproszonych gości: zmutowanych wirusów, ospy, para- ksztuśców i półpaśców, w ślad za nimi przyszły lawiny katarów i wysokie temperatury. Nie oszczędzili nikogo. Z całą pewnością nie było to normalne, jeśli więc macie jakieś sprawdzone naturalne metody wzmocnienia odporności, to piszcie. 
Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy z ospą, mam nadzieję że Wielkanoc będzie dla nas prawdziwym zmartwychwstaniem. Zajączek nie odwiedza nas z prezentami, nie ma u nas takiego zwyczaju ale kilka prezentów musiałam zrobić... do pracy (mój urlop skończył się w lutym)). Moja praca jest bardzo specyficzna, dynamiczna i trochę nieprzewidywalna, generalnie cieszę się, że mogę robić to co lubię i tylko czasami przeszkadza mi chaos. Musiałam wymyślić i zrobić cztery okolicznościowe prezenty, chciałam aby było to coś praktycznego i oryginalnego. Pomyślałam sobie, że dobra ścierka nie jest zła, w surówce bawełnianej wyciełam cztery prostokąty, przygotowałam szablon w kształcie jaja, taśmy malarskie i farby do tkanin. Włala! 


Pisanki w wersji maxi (jakość zdjęcia taka jak pogoda: ble ble ble)


Każdy prezent powinien być ładnie zapakowany, dla mnie jest to tak samo (o ile nie bardziej) istotne jak zawartość opakowania. Zrobiłam zgrabne pudełeczka.





Wszystkim Wam życzę kolorowych i radosnych Świąt.
Alleluja !
A. 

Ps.  Prawie zapomniałam. Jakiś czas temu na portalu informacyjnym starosadeckie.info ukazał się wywiad ze mną. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się czegoś więcej na mój temat, to klikajcie TUTAJ :-)