wtorek, 21 maja 2013

Sentymenty

Jak zapewne większość z Was zauważyła, przed kilkoma tygodniami zmieniłam baner swojego bloga. Niebieska wstążeczka, która była tutaj wcześniej, od samego początku miała być tylko tymczasowo. Jak widać prowizorki zawsze wytrzymują najdłużej. Oprócz baneru, poszerzyłam również nazwę bloga- Szyjnia czyli bajzel manualny. Dlaczego bajzel? Bo nigdy nie wiem co jeszcze tutaj się pojawi, być może za tydzień zajmę się stolarką albo artystycznym strzyżeniem owiec. Who knows?
Tyle gwoli wyjaśnienia, a teraz przejdę do konkretów. W moim ostatnim wpisie prezentowałam własnoręcznie namalowane t-shirty, których wykonanie przywołało mnóstwo wspomnień i myśl: przecież ja kiedyś malowałam, rysowałam i nie było to chyba takie najgorsze. W ciągu ostatnich miesięcy tak wiele czasu spędzałam szyjąc i zapomniałam, że inne manualne działania są równie ekscytujące, a patrząc na kilka starych prac, których zdjęcia udało mi się odkopać aż łezka zakręciła się w oku. Zafundowałam sobie krótką podróż sentymentalną i patrząc na to co wyszło spod mojej ręki odkryłam jak wielki bagaż wspomnień jest ukryty w każdej maleńkiej kropce, plamce farby, czy krzywej kresce. 
Wybrałam kilka prac. Zapraszam Was do moich wspomnień... 

Kraków 2005. Fragment pracy dyplomowej poświęconej clubbingowi. Pamiętam, że złamałam rękę i bałam się, że nie uda mi się zdążyć na czas z oddaniem pracy, pamiętam wspaniałe spotkania przy piwie i papierosach, spontaniczne i bez nieprzewidywalne. Taksówki i chińskie zupki vivon. 



Piesek dla Poli (tej od chomików). 2007 rok. Bezowocne poszukiwania pracy. Beztroska miłość. Zima. 


Nowy Sącz, 2007. Jedna z większych rzeczy jakie zrobiłam, w oryginale 3x7,5 m, ponad 1500 kółek o średnicy 9 cm, dziesięć odcieni szarości, ponad dziesięć dni na drabinie. Takie wynagrodzenie, że do tej pory nie mogę uwierzyć w swoją naiwność. Satysfakcja.


Bristol, 2008. Nasze drugie mieszkanie. Wilgoć, zimno, fantastyczni ludzie, tytoń Golden Virginia, Marian z za sofy, kot Szumka, drapieżne mewy, Spongebob i Futurama, oraz ta kuchnia której nigdy nie zapomnę. Koncerty do rana, instrumenty z przypraw, gitara, skrzypce i didgeridoo.



Edynburg, 2008. Nowe nadzieje, nowe możliwości. Kawa, kawa, kawa, deszcz, wiatr, ulewa,  wichura. 



Edynburg, 2009. Nowe pisaki Faber Castell 0,005  Bardzo leniwa niedziela pod kocem z katarem, kubkiem herbaty i obiadem zrobionym od niechcenia z mrożonki.



Edynburg 2008. Okres przedświąteczny, nostalgicznie. Gorączka i perspektywa kolejnych świąt poza domem, przepis na ptrąga i kompot z suszonych owoców. Smutno, zimno i ciemno przez cały dzień.  



Bye Bye Edinburgh, 2009. Dni ostatnie- wysiadywanie w kawiarniach, których nie zdążyłam wcześniej odwiedzić, zwiedzanie nieznanych zakątków miasta, masochistyczne wręcz kropkowanie widoku z okna (na inne okna) popijane cydrem albo kawą. Ponadto Tarantino, sushi bar, Bruntsfield, Kasabian, koncert Massive Attack w Glasgow, pakowanie, pożegnania, radość i smutek.  

Zdaję sobie sprawę, że te wspomnienia mogą być czytelne tylko dla mnie i dla osób, z którymi byłam wówczas bardzo blisko. Niestety nie mogę podzielić się z Wami zapachami, słowami, muzyką. Niejednokrotnie pisałam, że Szyjnia jest archiwum rzeczy, które wyszły spod mojej ręki i czasami mogą pojawić sie tytaj także takie sentymentalne wycieczki. 

Oglądając koniecznie posłuchajcie tego: 


Ania

niedziela, 19 maja 2013

chomik i spongebob w dwóch odsłonach

Pewna panienka ma bzika na punkcie chomika. Nie chodzi o jakiś konkretny egzemplarz, lecz całą populację tych zabawnych gryzoni. Owa panienka chcąc wyrazić swój entuzjazm, zamiast mówić że jest fajnie, mówi że jest chomikowo. Owa panienka ma na imię Pola i właśnie skończyła siedem lat. Tym razem nie miałam problemu z pomysłem na prezent, już od dawna widziałam, że w roli głównej MUSI pojawić się Pan Chomik i jedyną niewiadomą była forma w jakiej ów gryzoń się pojawi. Torebka odpadła już na samym początku, a o maskotce nawet nie pomyślałam. Chciałam aby chomik był praktyczny dlatego postanowiłam uszyć piórnik. Wykorzystałam kawałek sztucznego futerka, dzięki czemu piórniczek jest mięciutki jak kaczuszka ;)


Oprócz piórnika chomika uszyłam jeszcze piórnik spongebob'a dla Pawełka (lat 4). Pawełek jest bratem Poli i niedawno również obchodził swoje urodziny, więc zaległy prezent również mu się należał. Spongebob był prawdziwym wyzwaniem i jak odeszłam od maszyny to jeszcze długo czułam drganie w dłoniach od naszywania aplikacji. 


Na piórnikach prezent się jednak nie kończy. Postanowiłam namalować do kompletu koszulki. Dawno tego nie robiłam i zdążyłam już zapomnieć jaka to frajda (uwaga: tylko dla cierpliwych)


  
Nie piszę tego często ale naprawdę bardzo jestem zadowolona z efektu i tylko zastanawiam się komu ten prezent sprawił więcej radości- mnie czy dzieciakom. Ja jestem co najmniej usatysfakcjonowana, co można zobaczyć poniżej (tak, ten głupkowaty wyraz twarzy należy czytać jako satysfakcję z dobrze wykonanej pracy). 



Chomikowe pozdrowienia dla wszystkich komentujących i odwiedzających. 
A.

Ps. Polecam się na Dzień Dziecka i inne takie...