Dzisiaj będzie o miłości, dzikości i romantyzmie właściwym dla pierwszych zauroczeń, będzie o tym wszystkim z lekkim przymrużeniem oka.
Pamiętacie Misię Belę, którą prezentowałam tutaj jakiś czas temu? Nie mogłam oprzeć się pokusie i uszyłam dwa kolejne zwierzęta, Pannę Lulu i Lisa Foksisława. Różni ich chyba wszystko... charakter, pochodzenie, sposób patrzenia na świat, a jednak zaiskrzyło... Lulu jest panienką z dobrego domu, usta w ciup, centki z solarium i kiecki od Versace. Foksisław natomiast jest istotą prosto z lasu, liść na głowie, twarda szkoła życia i wieczny głód przygód, typ raczej introwertyczny, ale dziewczyny lubią takich twardzieli. Któż mógł przypuszczać, że tych dwoje tak bardzo przypadnie sobie do gustu, że dla nich trawa będzie zawsze zielona, a niebo tylko niebieskie.
Moje wewnętrzne dziecko zrywa się ze smyczy kiedy mam uszyć taką zwierzynę, frajda z ich wymyślania jest ogromna. Krojenie tych uszek, łapek i w końcu ubrań, to jest chyba coś co lubię najbardziej. Dziczyzna jest też zaskakująco duża, bo na przykład taka Panna Lulu mierzy sobie ponad czterdzieści centymetrów. Czy wspominałam, że z natury drapieżny Foksisław jest wegetarianinem i piewcą zdrowego odżywiania (Lulu uwielbia przygotowywane przez niego koktajle owocowe). Foksisław jest znanym aktywistą i chętnie udziela swego prężnego ciała do kampani na rzecz promowania zdrowych nawyków żywieniowych. Poniżej możecie zobaczyć jedną z nich (przy okazji możecie przekonać się jaki wysokim jest osobnikiem).
Love story Lulu i Foksisława niestety nie trwało długo. Lulu wyjechała ze złamanym sercem do Bawarii, Foksisław zaszył się w lesie i pije sfermentowany syrop klonowy, podobno widziano go ostatnio gdzieś w okolicach Ustrzyk, ktoś inny słyszał że planuje samotną podróż na Alaskę.
Przedstawiona powyżej historia jest oczywiście owocem mojej wybujałej wyobraźni i nie należy traktować jej poważnie (czyt. jestem zdrowa i z moją głową też wszystko w porządku). Przytulaki uszyte są z miękkiej bawełny, wypełnione wkładem silikonowym, który nie powoduje alergii, poza tym wszystkie elementy twarzy jaki i strojów nie stanowią żadnego zagrożenia nawet dla dzieci poniżej trzeciego roku życia. Na koniec Panna Lulu i Lis Foksisław w pełnej krasie.
Ps. Dwa dni temu stuknęły mojej Szyjni trzy lata! Dziękuję Wam, że tak licznie tutaj zaglądacie, dziękuję za Wasze miłe komentarze pod wpisami i na fejsie, za Wasze maile... to wszystko bardzo wiele dla mnie znaczy. Życzę Wam i sobie aby ten rok był lepszy od poprzedniego i mam nadzieję, że czymś uda mi się Was jeszcze zaskoczyć.
Ania
Jakie wspaniałe. Haha pamiętam jak jakieś dobre 15 lat temu dostałam takiego podobnego liska od cioci, tylko w moim przypadku jak lis to zawsze Witalis. Hahah chyba zostało za młodu jak kazałam rodzicom przez cale 2 miesiące czytać na dobranoc lisa Witalisa :)
OdpowiedzUsuńHa! Witalis to oczywiście krewniak Foksisława ze strony babki :-)
UsuńTeż miałam ogromną miłość do lisa Witalisa. Twój lisek przepiękny i Panna Lulu prawdziwa dama, wcale się nie zdziwię kiedy za jakiś czas będzie o niej głośno w Paryżu.
OdpowiedzUsuńZobaczymy, zobaczymy...
UsuńCudna para..:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo ładne i przyjemnie sympatyczne te pluszaki :)
OdpowiedzUsuń