Spokojnie, jeszcze nie zwariowałam, to tylko poduszka (a może jednak zwariowałam?). Jakkolwiek. Ostatnio wpadł mi w ręce pasiasty sweter, w którym dostrzegłam chęć przemiany i zmiany na nowe, lepsze życie. Jak zauważyła pewna miła Dorota, sweter wyglądał jak przyodziewek uniwersyteckiej kadry wioślarskiej i chyba coś w tym jest :)
Wisiał sobie taki biedak zrezygnowany, więc go przygarnęłam, urządziłam mu oczyszczające spa w chemicznych proszkach i płynach, a kiedy był już gotów zaczęłam go operować. Operacja "zmiany przeznaczenia do użytku" odbyła się bez przelewu krwi i teraz sweter jest poduszką w Jaśkowym pokoju :) Za sweter zapłaciłam 11 zł, a biorąc pod uwagę fakt, że podobne poduszki kosztują ponad stówę, rozumiem że trochę zaoszczędziłam.
Powolutku pokój Jasia zaczyna tworzyć jakąś spójną całość, bo poduszka pasuje do
makatki, i do
pojemników na zabawki. A jakby tych pasów i paseczków było mało, to udało mi się w końcu uszyć girlandę w paski rzecz jasna. Girlandę zrobiłam z resztek materiałów, które zostały mi po podszewkach do torebek. Ku mojej wielkiej radości mogłam ją uszyć wespół z Jasiem, który tym razem ani nie wyłączał mi maszyny, ani nie wyciągał nici, tylko siedział obok rysując krokodyle, hipopotamy i inne żółwie (wszystkie one, bez względu na gabaryty wyglądały jak patyczaki).
Być może część z Was uważa, że pokój mojego dwulatka jest zbyt poważny, ale uwierzcie mi, ten dzieciak ma taką energię, że potrafi rozświetlić każde pomieszczenie. Kocham go!
Tak naprawdę girlanda i poduszka to takie małe przerywniki w moim szyciu codziennym, bo pomimo połowy listopada już zaczynam swoje elfie przygotowania do świąt. Być może ktoś z Was znajdzie pod choinką jakiś upominek made in szyjnia? Kto wie....
Na koniec ostanie zdjęcie poduszki w użyciu i razem z łosiem (na tablicy) mówimy Wam CZEŚĆ!
Ania