Od kilku lat obserwuję niesłabnącą modę na folk. Widać go wszędzie, na koszulkach, na gadżetach, w aranżacjach wnętrz, w muzyce i na torebkach oczywiście też. Wszędzie. W Zakopanem, w Krynicy, Gdańsku i w Warszawie stragany obwieszone są filcowymi torebkami z kogucikiem, pantoflami z parzenicą i spódniczkami a'la zeszłoroczna eurowizja, większość made in china oczywiście. Zaczynam już cierpieć na przesyt tej góralszczyzny ale trudno nie zauważyć potencjału jaki drzemie w naszych rodzimym wzornictwie. Ten nie tandetny, wierny oryginałom lub dobrze zinterpretowany potrafi być piękny, nowoczesny i zaskakujący. Decyduje o tym nie tylko świetny projekt ale także zastosowanie wysokiej jakości lokalnych materiałów.
Pewnie sama nie pokusiłabym się o uszycie torby z góralskim akcentem ale kiedy tylko zostałam o to poproszona, postanowiłam potraktować to jako wyzwanie. Nie wiem na ile udało mi się wyjść (i czy w ogóle) z kanonu toreb "z akcentem", chyba raczej wpisałam się w ten popularny nurt, ale cieszę się że mogłam się zmierzyć z tym tematem i wiecie co? Jeszcze Was czymś zaskoczę w tej materii...
Jestem pewna, że za Wielką Wodą ta torba zrobi wrażenie i będzie się wyróżniać.
Uwielbiam wyzwania tego typu, działa to na mnie jak narkotyk, jestem maksymalnie skupiona i zdenerwowana jednocześnie, mogę nie spać, nie jeść i nie pić, mój mózg działa wtedy na najwyższych obrotach.
Pozdrawiam, hej!
Ania