piątek, 21 sierpnia 2015

Pannonica Folk Festival po raz trzeci

Kto jest na bieżąco z moim blogiem ten wie, że od lat (sic!) kibicuję festiwalowi muzyki i kultury bałkańskiej Pannonica, który już po raz trzeci zagości w mojej wiosce. O festiwalu pisałam już dwukrotnie (tutaj i tutaj), nadmienię tylko że hasło "ogień nie muzyka" mówi wszystko. Artyści, którzy występują na barcickiej scenie wykrzeszą z Ciebie takie pokłady czystej energii, o które nigdy byś siebie nie podejrzewał. Z wioski festiwalowej nie będziesz chciał wyjść, bo któż chciałby opuszczać raj? Wyobraź sobie trzy dni w górach, w bezpiecznym miejscu gdzie ludzie są życzliwi, jedzenie pyszne, las przekrzykuje się z rzeką, muzyka wprawia w drganie i podobno nawet komary przez te trzy dni karmią się rakiją miast krwią. 
Wioska festiwalowa nie zna co to nuda, czas poprzedzający koncerty wypełniony jest warsztatami, jest ich taka mnogość, że nie sposób tutaj wymienić nawet połowy (zainteresowanych odsyłam na stronę festiwalu: klik klik). Jest mi niezmiernie miło, że w tym roku będę miała przyjemność poprowadzić jeden z takich warsztatów, mam nadzieję że zechcecie spędzić ze mną dwie kreatywne godziny. W sobotę zapraszam Was na krótki spacer do pobliskiego lasu i na brzeg Popradu, będziemy tam szukać gałęzi, patyków, kwiatów, szyszek i kamieni, nie pogardzimy także kapslami i innym śmieciem. Co z tego będzie? Mówi się, że gdziekolwiek byś nie pojechał, to przywieziesz ze sobą pamiątkę made in china, ale nie stąd, nie tym razem. Wspólnymi siłami, burzą mózgów, plątaniną sznurków, fontanną drzazg i grzmotem nożyc uderzających o stół zrobimy pamiątki made in Pannonica. Nie mam pojęcia co wymyślicie, ale chcę Wam w tym pomóc. Warsztaty, które dla Was przygotowałam kierowane są do dzieci z rodzicami i do osób dorosłych. 
Wczoraj przeprowadziłam próbę generalną przed spotkaniem z Wami i chętnie teraz podzielę efektami.
Po pierwsze wybrałam się na spacer do lasu, skąd przytargałam kilka suchych badyli, jedną gałąź, gałązkę brzozy, suche liście, naręcze czarnego bzu i jeszcze parę innych drobiazgów. 


Grzebiąc w runie leśnym, nie miałam pojęcia czego szukam i co chcę osiągnąć, pozwoliłam się zaskoczyć i dać zainspirować matce naturze. Z pomocą sznurków, kolorowych mulin, farb, nożyczek i kleju, udało mi się zrobić co następuje: 

 Na bogato: naszyjnik z czarnego bzu i bransoletka z gibkiej gałązki brzozy. 

Strzała z badyla, grot ze skóry, pióropusz z liści, skórzanych "piór" i po prostu piór, bo wódz też musi się dobrze bawić 

Według mojego zamysłu z gałęzi miał powstać wieszak, jednak czteroletni wódz ze zdjęcia powyżej zawyrokował, że to łuk. Niech i tak będzie. 

Zrobiłam jeszcze kilka innych rzeczy, takich jak podkładka pod kubek z badyli i sznurka, Litera "P" jak Pannonica także z badyli (badyle dają radę), ważka (prawie jak u Klimta) z "samolocików" które spadają z lipy (och wybaczcie mi wszyscy, którzy znacie ich właściwą nazwę!). Nie zrobiłam nic z kamieni, ale z popradzkich otoczaków można wymalować sobie podręczny zestaw do gry w kółko i krzyżyk albo domino, z gałęzi zrobicie ramkę na zdjęcie albo świecznik (trzymać z dala od ognia), pomysłów jest nieskończoność i bardzo liczę na Waszą kreatywność. 
Spotykamy się w sobotę 29 sierpnia, zbiórka o godzinie 14-tej w Zaczarowanym Ogródku, ilość miejsc ograniczona więc kto pierwszy ten lepszy. 




Do zobaczenia 
Ania